sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 7

Wczorajszy dzień minął mi bardzo miło, a dzisiejszy zapowiadał się równie dobrze. Rano obudził mnie mój telefon ale o dziwo nie denerwującym budzikiem, a wibracjami oznaczającymi przyjście nowej wiadomości. Zaspany wzrok pokierowałam na ekran urządzenia i sprawdziłam powiadomienie.
„Chcesz iść razem do szkoły?
                               -Lou”
Przeczytałam treść i szybko wystukałam na klawiaturze mój adres. Po krótkiej rozmowie z przyjaciółką okazało się, że mieszkamy na tej samej ulicy i dzielą nas od siebie tylko trzy domy. Na koniec ustaliłyśmy godzinę spotkania przy moim domu i odłożyłam telefon.
-Czas wstawać- pomyślałam i powoli odkrywając kołdrę z mojego rozgrzanego ciała zwlokłam się z łóżka. Stojąc już na dwóch nogach przetarłam twarz dłonią i powoli się przeciągnęłam. Kolejny raz chwyciłam mój telefon i włączając jedną z moich ulubionych playlist poszłam do łazienki. Pierwsze co zrobiłam to postanowiłam umyć zęby więc wzięłam swoją niebieską szczoteczkę i tańcząc przed lustrem szorowałam całą jamę ustną. Po tej czynności związałam włosy w wysokiego kucyka i podeszłam do mojej wielkiej, białej szafy. Otworzyłam drewniane drzwiczki i zagłębiając się wśród wieszaków wyjęłam czarne rurki i granatowy, wełniany sweter. Nie wiem dlaczego ale mam przeczucie, że będzie dziś zimno. Gotowa do wyjścia zbiegłam po schodach. Wyjrzałam jeszcze przez okno i zobaczyłam, że przed domem czeka już na mnie brunetka, która jak zwykle szeroko się uśmiechała. Przed wyjściem chwyciłam jeszcze torbę i klucze, a następnie zamknęłam dom. Podeszłam do Irwin i przytuliłam ją na przywitanie.
-Gdzie zgubiłaś Hood’a?- zapytałam wypuszczając dziewczynę z uścisku.
-Farciarz ma na drugą lekcję, a teraz choć bo się spóźnimy- powiedziała i pociągnęła mnie za rękę przez co prawie się przewróciłam. Przez chwilę szłyśmy w nieznośnej ciszy którą moment później przerwałam.
-Lauren- zaczęłam zwracając na siebie jej uwagę –mogę zadać ci pytanie?
-Mam się bać?- zaśmiała się ale przestała kiedy zobaczyła moją poważną miną- Pytaj.
-Wiesz od wczorajszego dnia moja  ciekawska natura nie daje mi spokoju i zadręczam się różnymi pytaniami, ale do najbardziej nurtujących mnie rzeczy należy twoja kłótnia. Co to za blondynka i dlaczego tak się nienawidzicie? – powiedziałam niemalże na jednym wdechu. Irwin tylko westchnęła i spojrzała gdzieś daleko przed siebie. Widać było, że ten temat ją zasmucił.
-Megan Black.- powiedziała tak cicho, że ledwo co ją usłyszałam- Na początku liceum się przyjaźniłyśmy. Była pierwszą osobą którą tu poznałam i której zaufałam co okazało się błędem. I zgadnij co, jak zwykle poszło o chłopaka. – zaśmiała się ironicznie- Zakochałam się w jednym takim o czym ONA oczywiście wiedziała. Byłam zauroczona po uszy i całymi dniami myślałam o nim. Pod koniec roku szkolnego urządził imprezę rozpoczynającą wakacje na którą zaprosił mnie i Black. Myślę, że potrafisz sobie wyobrazić jak bardzo  byłam podekscytowana, szykowałam się cały dzień żeby zrobić na nim wrażenie. Wreszcie tam dotarłam. Megan miała już tam na mnie czekać ale nigdzie jej nie widziałam. Przeszukałam cały dom i znalazłam ją w łóżku, ale nie z byle kim, przespała się z chłopakiem na którym mi zależało, a potem złamała mu serce. Ona jest po prostu złym człowiekiem, wiesz dlaczego, bo nie zdradziła tylko mnie jako przyjaciółki ale też  swojego chłopaka którym w tamtym momencie był mój brat. Starał się zgrywać twardego, ale ja wiem, że jemu naprawdę na niej zależało- skończyła wchodząc do szkoły, a po jej policzku poleciała słona łza.
-Przepraszam nie powinnam pytać – powiedziałam przytulając ją do siebie.
-W porządku, nie jestem zła. Czasami trzeba się komuś wygadać, a teraz chodź idziemy na lekcje- powiedziała, a nikły uśmiech pojawił się na jej twarzy. Wzięłam ją za rękę i usiadłyśmy na ławce przed salą biologiczną i czekałyśmy na rozpoczęcie zajęć. Pani Hemmings nie kazała na siebie długo czekać i chwilę po dzwonku już wszyscy siedzieli w swoich ławkach. Tak ja ostatnio zajęłam miejsce za Lauren, a niebieskooki, który o dziwo się nie spóźnił, wpatrywał się w moje plecy. Nauczycielka zapisała temat na tablicy „Kwasy nukleinowe”, a na mojej twarz zagościł szeroki uśmiech.
- Dobrze to zacznijmy od wyjaśnienia pojęcia genetyka – powiedziała, a moja ręka nieśmiało pokierowała się ku górze.
-Tak Zoe- zachęciła mnie do wypowiedzi.
- Nauka o dziedziczności i zmienności organizmów, które są oparte na informacji zawartej w genach- wyrecytowałam regułkę.
-Słucham?- zapytała nauczycielka.
-Odpowiedziałam na pani pytanie – powiedziałam niepewnie spoglądając na kobietę, która chyba nie wiedziała co ma powiedzieć.- Przerabiałam temat genetyki jeszcze mieszkając w Nowym Jorku.- sprostowałam. Pani Hemmings uśmiechnęła się w sposób którego nie potrafiłam rozszyfrować i po chwili kontynuowała zaczętą lekcje. Postanowiłam, że przez całą biologię się już nie odezwę, choć w niektórych momentach bardzo mnie korciło żeby otworzyć buzię, dlatego zaczęłam rysować. Najpierw był to koślawy koń, a następnie jeszcze gorszy portret Irwin.
Nigdy nie byłam jakoś bardzo uzdolniona plastycznie, a ten obrazek to pokazywał. Niesymetryczne oczy, za mały nos i włosy jak hełm, ale wciąż widziałam tam moją przyjaciółkę. Załamana swoim brakiem talentu złożyłam kartkę na pół i włożyłam do zeszytu z powrotem skupiając się na lekcji. Natomiast nie trwało to długo bo zaraz usłyszałam dzwonek wolności. Wstałam z niewygodnego krzesła i wzięłam zeszyty z ławki w dłonie ,aby  następnie włożyć je do torby. Kiedy byłam już gotowa do wyjścia z sali zatrzymała mnie nauczycielka.
-Witam, w czym mogę pomóc?- zapytałam panią Hemmings
- Dobrze ci idzie z biologii prawda? Lubisz ten przedmiot?
-Tak, ale czemu pani pyta?- teraz ja zadałam pytanie.
-No tak, powinnam przejść do rzeczy. Mam ucznia który ma problemy w tej dziedzinie. Ja niestety nie mogę mu pomóc, ale może ty dałabyś mu jakieś korepetycje- zaproponowała
-Wie pani..- nie dane mi było dokończyć zdanie.
-Zapłacę ci, dobrze. Naprawdę zależy mi na tym uczniu. Zoe, to mój syn.

-Dobrze, ale mogę tylko w środy o 16, czyli tuż po szkole- powiedziałam i wyszłam z klasy nie dając kobiecie szansy na odpowiedź. Potrzebuje tych pieniędzy,  Matt sam opłaca czynsz i inne sprawy, a ja czuję się jakbym na nim żerowała. Chce go choć trochę wspomóc, a ta praca mi się w tym przyda i może nawet sprawi mi przyjemność. Ciekawe tylko kogo będę uczyć, kto jest synem mojej wychowawczyni?
__________________________________________

środa, 5 listopada 2014

Rozdział 6

Wow, wow, wow co się stało Weronika dodaje rozdział przed czasem? Tak skończyłam trochę wcześniej pozatem czasami zmieniam datę na późniejsza bo się spóźniam więc teraz wam to wynagradzam proszę bardzo.
__________________________________________
Lauren wpadła na tą samą blondynkę, którą niedawno widziałam kłócącą się z Ashtonem. Brunetka odwróciła się szybko i już miała zamiar przeprosić ale po ujrzeniu twarzy ofiary zmieniła zdanie.
-Black- powiedziała przez zaciśnięte zęby, a jej oczy przybrały ciemnoniebieski kolor.
-Irwin – zaczęła z chytrym uśmieszkiem na twarzy – uważaj jak chodzisz idiotko. Blondynka spojrzała na nią triumfalnie. W Lauren już się gotowało, cała poczerwieniała i sztywno zacisnęła dłonie w pięści. Brunetka była gotowa do bójki. Dopiero interwencja Caluma, który złapał ją za ramię i szepnął jej coś na ucho, ją powstrzymała. Dziewczyna wzięła głęboki wdech.
-Nie będę wchodzić z tobą w głupie dyskusje suko – powiedziała na jednym wdechu patrząc Black prosto w oczy, a następnie chwyciła bruneta za rękę i szybko pokierowała się w innym kierunku, póki nie zauważyła, że nie idę za nimi. Odwróciła się w moją stronę i ręką zachęciła do podejścia. Ostatni raz zerknęłam na naburmuszoną blondynkę i pokierowałam się do przyjaciół lekko skołowana całą sytuacją. Calum chwycił po moją dłoń i szliśmy wszyscy razem jak grupka przedszkolaków.
-Czyli pizza?- zapytałam chcąc rozluźnić atmosferę co spotkało się z rechotem przyjaciół. Droga do restauracji minęła nam dość szybko. Calum jak dżentelmen otworzył nam drzwi do środka i od razu zajęliśmy miejsce przy pierwszym lepszym stole. Po chwili kelnerka podała nam karty, a my zanurzyliśmy się w liście pysznie brzmiących dań.
-Hmmm... to może quattro formaggi na spółkę?- zaproponował brunet wychylając się zza menu.
-Ja jestem za- dziewczyna się i spojrzała na mnie pytająco. Zamyśliłam się, cały czas chodziła mi po głowie kłótnia Irwin z Black, ale chyba jeszcze za wcześnie żeby pytać o co chodziło.
-Tak, mi też to odpowiada – powiedziałam potwierdzając swoje zdanie skinieniem głowy.
Po jakiś dwudziestu minutach od złożenia zamówienia, które przegadaliśmy, na stole znalazła się pizza. Zapach przypieczonego sera od razu spowodował burczenie w moim brzuchu. Widziałam jak przyjaciołom cieknie ślinka ale nikt nie miał ochoty niszczyć dzieła sztuki. Pierwszy przełamał się Calum, który od razu zwinął dwa kawałki, następnie Lou pokusiła się na porcję, a ja poszłam w jej ślady. Szybko uwinęliśmy się  z całym daniem i każdy z najedzonych wyjął swój portfel.
-Ej ale dzisiaj ja płacę – zaczął Cal
- Hood, przecież dzisiaj moja kolej. Ty zapłaciłeś tydzień temu – zaprzeczyła mu brunetka.
- No coś sobie nie przypominam – odpowiedział śmiesznie poruszając brwiami na co obydwie się zaśmiałyśmy.
- Jak macie się kłócić to ja zapłacę- zaproponowałam co spotkało się z wielkim oburzeniem dwójki.
- Ale ty jesteś gościem –powiedzieli niemal jednocześnie, a ja już nie miałam zamiaru się odzywać. Koniec tej sytuacji był taki, że Cal i Lou zapłacili razem, a mi było okropnie głupio.
- Za tydzień to ja zapłacę. Nawet nie wiedzie jak niezręcznie się czuje- powiedziałam.
Po wyjściu pożegnałam się z przyjaciółmi przytulając ich i odeszłam w kierunku domu. Jeszcze ostatni raz na nich spojrzałam, dziewczyna próbowała wskoczyć na barana Hoodowi, co spowodowało mały uśmieszek na mojej twarzy.
Kiedy dotarłam już do mieszkania postanowiłam napisać krótką notkę w pamiętniku, a potem wyjść na spacer z Mystery. To był udany dzień ale pozostawił po sobie kilka pytań.
-Ciekawe dlaczego się tak nienawidzą i czy jutro zobaczę Luka? –zastanawiałam się przypinając smycz do obroży czworonoga.
-Dzisiaj się tego nie dowiem- westchnęłam

„Best Friend is the person who don’t need to know the reason of sadness but steal can cheer you up”


01.09.2014r
      Najwidoczniej początek roku nie zawsze musi być zły, wystarczy tylko znaleźć ludzi z którymi można miło spędzić czas ( i zjeść pyszną pizze :P). Już nie mogę się doczekać jutrzejszego dnia i spotkania z przyjaciółmi. Ciekawe czy tajemniczy niebieskooki raczy jutro przyjść.

                                                                             Zoe

środa, 29 października 2014

Rozdział 5

W końcu dzwonek, moje zbawienie. Już nie mogłam wysiedzieć w tej głupiej ławce, przez całą lekcje czułam wzrok Luka na moich plecach co powoli zaczynało mnie denerwować. Pod koniec pani Hemmings rozdała nam plany lekcji i dokładne rozkłady szkoły co, nie powiem, ucieszyło mnie i mam nadzieje, że ułatwi mi odnalezienie się w nowym miejscu.
-No dobrze, to wszyscy oprócz Luka mogą wyjść. Musimy porozmawiać –nauczycielka zakończyła lekcję zwracając się do blondyna. Spakowałam zeszyt do torby i kierując się ku wyjściu spojrzałam jaka lekcja czeka mnie teraz, zapatrzona na plan nawet nie zauważyłam jak wpadam na drzwi.
-Ała- syknęłam pocierając dłonią obite czoło.
-Nic ci się nie stało?- zapytała brunetka, która siedziała przede mną w klasie. Jeszcze raz spojrzałam na listę zajęć.
-Wszystko w porządku. Wiesz może gdzie jest sala matematyczna? - zapytałam.
-Hmmmm...- zamyśliła się śmiesznie podpierając brodę palcem wskazującym – ja nie mam pojęcia, ale znam osobę która chodzi na te zajęcia. To mój kolega, wysoki brunet o ciekawej urodzie. O tam stoi. Cal!!!- wydarła się dziewczyna przez co aż podskoczyłam. Pałała taką pozytywną energią, uśmiech nie znikał z jej twarzy nawet na sekundę. Po chwili do naszej dwójki podszedł chłopak z opisu brunetki.
- Co tam Irwin, czego znowu ode mnie chcesz?- zapytał trochę piskliwym głosem
- Drogi Calumie proszę poznaj Zoe, nową uczennice z Nowego Jorku- powiedziała podkreślając moje pochodzenie.
-A więc mam do ciebie prośbę, czy mógłbyś pomóc jej w odnalezieniu klasy matematycznej?- powiedziała robiąc maślane oczy.
-Tak, czemu nie chętnie ci pomogę i jednocześnie trochę poznam- powiedział w moim kierunku powodując uśmiech  na mojej twarzy. Wygląda na bardzo sympatycznego.
-O boże jaka ja jestem głupia. –powiedziała brunetka kiedy mieliśmy już zamiar odchodzić- Przecież się nie przedstawiłam. Jestem Lauren – zachichotała i mnie przytuliła co mnie bardzo zaskoczyła.
Idąc na kolejną lekcje z Calumem, chłopak cały czas pokazywał mi różne miejsca których później bym pewnie szukała.
-No to jesteśmy na miejscu. Pięć dolarów się należy- roześmiał się – Jaką masz następną lekcje?- zapytał i wyrwał mi plan lekcji z dłoni.
-Eh... biologia. Szczerze nienawidzę tego przedmiotu.
-Naprawdę? Ja go uwielbiam. W poprzedniej szkole brałam udział w wielu konkursach z tej dziedziny- pochwaliłam się na co brunet się roześmiał.
- Z czego się śmiejesz? - zapytałam
- Nie, nic po prostu jesteś trochę jak Shorty.
- Shorty?
-Spoko, jeszcze będzie okazja żebyś ją poznała – powiedział kiedy zabrzmiał dzwięk oznaczający koniec przerwy. Wszyscy weszli do klasy wraz ze mną, Calumem i pewnym niebieskookim blondynem, który znów wpatrywał się we mnie swym ciekawskim wzrokiem. Wchodząc do sali zajęłam ławkę obok bruneta. Schyliłam się do torby w celu wyjęcia zeszytu kiedy poczułam, że ktoś nade mną stoi. Powoli podniosłam wzrok na daną osobę. Luke.
-Ekhem- chłopak chrząknął- zajęłaś moje  miejsce- powiedział melodyjnym głosem.
-Słucham?
- Ja. Tu. Siedzę- przeliterował każde słowo. Zaskoczona zmrużyłam oczy i przeniosłam swoje rzeczy na ławkę za chłopakiem. Po chwili ten się odwrócił i na mnie spojrzał ale już nic nie powiedział.
Przez resztę lekcji nie widziałam już niebieskookiego. Ciekawe gdzie zniknął, ale  w sumie co mnie to interesuje, przecież nawet go nie znam. Do końca dnia kręciłam się z Calumem i Lauren których z resztą bardzo polubiłam i poczułam jakbym, mimo jednodniowej znajomości, znała ich od dawna.
-No to co, idziemy coś zjeść?- zapytała brunetka idąc tyłem aby mieć lepszy widok na mnie i swojego przyjaciela. Nie wiedziałam co powiedzieć więc spojrzałam na bruneta po którego twarzy widać było, że popiera decyzje dziewczyny.
-Ja to bym zjadła coś włoskiego, może jakąś pizze- rozmarzyła się i zamknęła oczy dalej idąc tyłem.
- Quattro formaggi albo hawaii, a może jakiegoś hindusa....- ciagnęła
- Lau...- Calum próbował ostrzec brunetkę ale było już za późno, dziewczyna wpadła na kogoś. Osobę którą kojarzę, blondynkę którą jeszcze niedawno widziałam kłócącą się z Ashtonem.
_____________________________________________________  



czwartek, 23 października 2014

Rozdział 4

  Przepraszam, że tak długo nie było rozdziałów ale wreszcie dodaje nowy krótki ale jest. 
 ______________________________________________________________ 
       Zimny podmuch wiatru wleciał do pokoju powodując gęsią skórkę na moich odkrytych ramionach. Wstałam dzisiaj wcześniej i od pewnego czasu leże na łóżku wpatrując się w biały sufit. Tak bardzo nie chce mi się wstać. Słyszę jak Matt krząta się po mieszkaniu ale nawet to nie zmusi mnie do opuszczenia ciepłej kołdry, potrzebuje jeszcze pięciu minut sam na sam z moją poduszką.
-Agh- warknęłam kiedy usłyszałam najbardziej denerwującą melodie na świecie, mianowicie mój budzik. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu jednocześnie wyłączając wycie, za piętnaście dziewiąta. Z niedowierzaniem  jeszcze raz sprawdziłam godzinę.
-No pięknie- pomyślałam i pędem wyskoczyłam z łóżka. Mam tylko piętnaście minut na dotarcie do szkoły. Szybko wpadłam do łazienki w celu umycia zębów i wyczesania skołtunionych włosów, po skończeniu czynności założyłam pierwsze lepsze jeansy  i T-shirt z logiem Guns n’ Rosses, jeszcze na koniec wsunęłam czarne converse na stopy i wybiegłam z domu.
Do szkoły wpadłam równo z dzwonkiem co mnie trochę zmartwiło bo nie wiedziałam w której klasie mam obecnie lekcje. Jedyne co miałam to mała mapka szkoły którą dostałam od brata i dzięki której znalazłam sekretariat, gdzie pokierowano mnie dalej. Sala numer 10. Stałam przed dużymi drzwiami ale bałam się wejść, cała byłam roztrzęsiona. Kiedy zdobyłam się na zapukanie, a po drugiej stronie drewnianego przejścia usłyszałam „proszę” chwyciłam klamkę i ją nacisnęłam, drzwi się otworzyły.
-Przepraszam za spóźnienie- powiedziałam i pokierowałam się do przed ostatniej ławki tuż za przyjaźnie wyglądającą brunetką i usiadłam.
-Nic się nie stało i tak dopiero co weszliśmy do klasy. Ty musisz być tą nową uczennicą... Zoe, Zoe Rose prawda? Ja nazywam się Liz Hemmings i będę twoją wychowawczynią- powiedziała delikatnie się uśmiechając- No, klaso proszę miło ugościć Zoe, przyjechała tu prosto z Nowego Jorku.- dokończyła siadając na swoim miejscu.
-Wiedziałam!- krzyknęła dziewczyna siedząca przede mną- wiedziałam, że znam ten akcent- odwróciła się do mnie i uśmiechnęła szeroko.
-Lauren, pogadacie na przerwie, teraz przejdźmy do lekcji- powiedziała pani Hemmings kiedy drzwi do klasy się otworzyły i ktoś przez nie wpadł. Blondyn z roztrzepanymi włosami i przekutą wargą, nawet nie spojrzał na nauczycielkę tylko skierował się w moją stronę. Jego jasne, niczym ocean niebieskie oczy wpatrywały się w moją osobę chwile, a następnie nasz spóźnialski usiadł w ławce za mną.
-Luke zostań po lekcjach- powiedział rozłoszczona kobieta. Luke muszę zapamiętać.
__________________________________________

niedziela, 5 października 2014

Rozdział 3

-W sumie, to mi się podoba – powiedział siadając obok mnie i Mystery na łóżku – ale tak naprawdę to nie przychodzę do ciebie z powodu psa, chciałem cię przeprosić.- spojrzał mi prosto w oczy- Wtedy kiedy mama zachorowała ja po prostu nie dałem rady, zostawiłem was bo się bałem. Samolub ze mnie, zostawiłem cię samą z tym wszystkim- powiedział cicho łkając- Czy kiedykolwiek mi wybaczysz? –zapytał
-Tak, już dawno to zrobiłam, po prostu chciałam to usłyszeć- przytuliłam Matta, a gorąca łza ściekła po moim policzku. Tylko on mi został i nie pozwolę mu znowu uciec.
-To tak zmieniając temat, masz jakieś plany na dziś?- zapytał uśmiechając się delikatnie.
-Właściwie to miałam zamiar przez cały dzień oglądać filmy...- nie zdążyłam dokończyć bo brat mi przerwał.
-Siora, serio to twój ostatni dzień przed rokiem szkolnym, a ty chcesz go spędzić na nudach w domu? Chodźmy chociaż do kina – zaproponował
-Dobra, ale to ja wybieram na co idziemy- szybko zadecydowałam
-Niech ci będzie, tylko nie wyskakuj mi tu z żadnymi romansidłami bo będę rzygał tęczą- powiedział powoli wychodząc z pokoju, a ja się zaśmiałam.
-Wszystko wróciło do normy.- pomyślałam
Po szybkim prysznicu i przebraniu się z piżamy w białą, koronkową sukienkę – miałam ochotę dziś wyglądać dziewczęco, a co tam- nadszedł czas na podjęcie decyzji na jaki film pójdziemy. Spojrzałam na pierwszy lepszy tytuł z repertuaru „Obecność” w sumie brzmi ciekawie. Od razu sprawdziłam godzinę seanu-14:45, a teraz jest 13:30 no to idealnie. Uśmiechnęłam się sama do siebie i poszłam do łazienki jeszcze trochę podsuszyć włosy. Zbiegłam po schodach w celu założenia butów i mało co wpadłam na mojego brata.
-Zoe spokojnie, mamy cały dzień nie musisz się tak śpieszyć.- zaśmiał się – Czekam w aucie –powiedział kiedy ja sznurowałam moje czarne converse.
Kiedy na moich butach widniały dwie idealne kokardki i byłam pewna, że niczego nie zapomniałam wyszłam z domu, zamknęłam drzwi i powędrowałam do samochodu. Siadając na siedzeniu pasażera jeszcze chwilę zastanawiałam się czy aby na pewno wszystko wzięłam. Matt uruchomił silnik, a w wnętrzu pojazdu zabrzmiała dobrze znana mi piosenka Beatlesów. Brat zgłośnił i  zaczął śpiewać, ja po chwili do niego dołączyłam i razem głośno wyliśmy w znane nam rytmy.
And when the night is cloudy, 
There is still a light that shines on me, 
Shine on until tomorrow, let it be. 
I wake up to the sound of music, 
Mother Mary comes to me, 
Speaking words of wisdom, let it be. 
Let it be, let it be. Let it be, yeah, let it be. 
There will be no sorrow, let it be. 
Let it be, let it be. Let it be, yeah, let it be. 
There will be no sorrow, let it be.
Let it be, let it be. Let it be, yeah, let it be.
Whisper words of wisdom, let it be.”

-Brakowało mi tego- powiedziałam kiedy piosenka się skończyła.
-Mi też. Jaki film wybrałaś?- zapytał nie odrywając wzroku od jezdni.
-Obecność- powiedziałam dość pewnie.
-O kiedy to lubisz horrory?- zapytał.
-Szczerze to nie wiedziałam, że to horror, wybrałam pierwszy lepszy film.
-Tylko żebyś mi potem w nocy nie płakała. Pamiętasz co było ostatnim razem?
-Tak, ale ostatni raz był jak miałam 8 lat, miałam prawo się bać- powiedziałam kiedy dojechaliśmy na miejsce.
-Powiedzmy, że ci wierzę.
Nasza dyskusja skończyła się tym, że ja poszłam kupić bilety, a Matt napoje.
-O boże- powiedziałam kiedy zobaczyłam jak długa jest kolejka, ale grzecznie stanęłam na jej końcu tuż za brunetką mniej więcej w moim wieku. Obok dziewczyny stał chłopczyk, który co chwilę na mnie zerkał. Po chwili podszedł do nich jeszcze chłopak, którego loki wyglądały dość znajomo.
-Kurde- pomyślałam i w tym momencie dwójka z którymi stał osobnik poszła w stronę łazienek. Czułam się jakby zaraz coś złego miało się stać i jak zwykle się nie myliłam. Mój niezwykle niezdarny braciszek biegł w moją stronę z największą colą jaką kiedykolwiek widziałam, idiota nie wyhamował i wylał napój na moją białą sukienkę. Przez to, że ciecz była zimna pisnęłam, a to spowodowało, że chłopak przede mną się odwrócił i najwidoczniej mnie rozpoznał. Teraz to mam ochotę zapaść się pod ziemie.
-Matt, idę do samochodu- powiedziałam patrząc przestraszonym wzrokiem na Ashtona, który próbował coś powiedzieć ale chyba sam nie wiedział co.
Szybko odeszłam od kolejki i miejsca zdarzenia, kiedy byłam już w połowie drogi do wyjścia ktoś szarpnął mnie za ramie i odwrócił twarzą do siebie.
-To już kolejny raz kiedy przeze mnie uciekasz- powiedział blondyn. Spojrzałam prosto w jego smutne oczy.
-Przepraszam- powiedziałam i odeszłam. Kiedy mój brat do mnie dołączył i wsiedliśmy razem do auta, znów nastała ta nieznośna cisza.
Jak już dojechaliśmy nie chciałam wyjść, patrzyłam się tępym wzrokiem przez przednią szybę.

- Nic nie rozumiem- spojrzałam na brata- to wszystko nie ma sensu. Ja nawet gościa dobrze nie znam, więc czemu tak bardzo przejmuje się jego zdaniem. Ahhhh- powiedziałam wszystko na głos i wyszłam z samochodu. Po wejściu do domu od razu poszłam do pokoju i przelałam swoje myśli do pamiętnika, potem leżałam na łóżku dopóki nie zasnęłam. Odkąd tu jestem dzieje się ze mną coś złego, sama nie wiem co.
__________________________________________
Przepraszam jeżeli są jakiekolwiek błędy ale mimo wszystko mam nadzieje, że zaciekawi, bo powoli się rozkręcam xx

czwartek, 2 października 2014

Rozdział 2

The fact that I am silent, does not mean that I have nothing to say.

31 sierpnia 2014
    Wczorajszy dzień był załamkom. Męczący lot, niezręczna relacja z bratem, a potem upadek na nic nikomu winnego przechodnia. Ashton, nie wiem czy to przez moje speszenie całą sytuacją czy przez jego nieziemski akcent i iskierki w szmaragdowych oczach ale chłopak mnie zaintrygował i żałuję, że uciekłam tak szybko. Niestety ale w kontaktach z płcią przeciwną robię się strasznie nieśmiała,a moje policzki przybierają malinowy odcień. Jestem dziwna.   Z.

Odłożyłam pamiętnik i powędrowałam schodami do przedpokoju w którym stały moje buty. Założyłam biało niebieskie nike i chwytając telefon i słuchawki, ruszyłam  truchtem wzdłuż ulicy. Puściłam moją ulubioną piosenkę zespołu Green Day i w szybkim tempie zmierzałam przed siebie. Nie wiem dokąd biegnę ale chce w jakiś sposób poznać okolice w której mieszkam, nawet jeżeli skutkiem tego będzie to, że się zgubie. Słuchając muzyki i podziwiając nietypowe sąsiedztwo, uświadomiłam sobie jaka jutro jest data- pierwszy września. Nikt nie lubi tego dnia, początku szkoły, w szczególności jak jest się nową osobą wśród uczniów którzy znają się choć trochę. Boje się, bo nikt nie lubi tych innych, a ja ze swoim niecodziennym akcentem będę mieć trudności z wtopieniem się w tłum.

Zatrzymałam się. Moją dalszą drogę uniemożliwiał mi pewien budynek- liceum im. Johna Walsa, a przed nim grupa ludzi mniej więcej w moim wieku. Nie zaskoczył mnie ich widok, pewnie przyszli na zapisy albo rzeczy w tym guście. Jak ja się ciesze, że mój brat zrobił to za mnie. Uffff.
Już chciałam się odwrócić i biec dalej ale mój wzrok wyhaczył coś ciekawszego. Za drzewem stojącym tuż przy frontowym wejściu do szkoły stała para. Dwójka stała do mnie bokiem i zawzięcie się kłóciła. Dziewczyna, długonoga blondynka cała zapłakana i ciemny blondyn w lokach, który na nią krzyczał. W pewnym momencie oczy moje i dziewczyny się spotkały,ta posłała mi nienawistne spojrzenie,a po niej zerknął na mnie jej towarzysz. Przebadałam każdy milimetr twarzy chłopaka i nie dowierzałam. 
-Ashton?- powiedziałam na głos, widocznie trochę za głośno, bo ludzie się na mnie spojrzeli ale nie zbyt się przejmowałam. Powoli się odwróciłam i skierowałam w przeciwnym kierunku, kilka razy odwracając się i przypatrując sytuacji z daleka. Byłam bardzo ciekawa co musiała zrobić dziewczyna, żeby aż tak wyprowadzić zielonookiego z równowagi.
Wracając do domu nie mogłam się uwolnić od myśli "kim była ta dziewczyna", "czemu się kłócili", "zjadłabym coś", więc pierwsze co zrobiłam jak do niego weszłam to porządne śniadanie, a następnie przez stronę szkoły próbowałam znaleźć choć jedną z osób które mnie ciekawiły. Niestety poległam, moje poszukiwania zakończył mój głośno ziewający brat.
-Dzień dobry, co tak wcześnie wstałaś, jest weekend- zapytał
-Biegałam- odpowiedziałam
-Aha, nie chcę cię martwić ale jutro szkoła- powiedział zasmucając mnie.
-Wiem- powiedziałam niby się nie przejmując, chwyciłam jabłko i pokierowałam się do pokoju. W pomieszczeniu czekała na mnie niespodzianka, na moim spał ten sam czarny labrador,który przywitał mnie pierwszego dnia. Nie miałam serca żeby go wyrzucać więc zostawiłam go w spokoju i zeszłam z powrotem do brata.
-Matt, co to za pies?- zapytałam udając obojętną
-Wiesz, to przybłęda. Kręcił się po okolicy więc go przegarnąłem- odpowiedział
-A jak się wabi?
-Jestem dość zapracowany, więc nie zdążyłem jeszcze niczego wymyślić. Jak chcesz to pobudź wyobraźnie i nazwij naszego przyjaciela- powiedział kiedy ja z powrotem wchodziłam na schody. 
Przez chwile zastanawiałam się nad psem i problemem jego imienia ale na nic nie wpadłam, znów powróciły myśli o tajemniczej kłótni. Czemu na nią krzyczał? Usłyszałam pukanie do drzwi, a zaraz po nim do pokoju wszedł Matt.
-I co wpadłaś na coś?- zapytał z nieśmiałym uśmieszkiem. Ja jeszcze przez chwile myślałam.
-Mystery- odpowiedziałam, patrząc na zwiniętego w kulkę pupila.
__________________________________________
Jest dupny, wgl mi nie wyszedł buuuuu :C

poniedziałek, 22 września 2014

Rozdział 1

-Proszę zapiąć pasy bezpieczeństwa, zbliżamy się do lądowania- usłyszałam komunikat stewardessy, który przywrócił mnie do normalności. Znów pisałam o tamtej nocy w pamiętniku, nie mogę pogodzić się z odejściem rodziców, to właśnie dlatego wyjeżdżam z Nowego Yorku do Australii. Przyleciałam tu, bo mój brat tu zamieszkał. Nie wytrzymał i po prostu uciekł. Tchórz zostawił rodzinę z problemami w rękach czternastolatki. Nienawidzę go za to.
Poczułam jak koła samolotu uderzają o ziemie i odetchnęłam z ulgą, wreszcie na miejscu. Odprawa bagażowa i wszystkie sprawy na lotnisku przebiegły szybko i zgodnie z planem więc mogłam wyjść z budynku i odnaleźć mojego brata. Otworzyłam drzwi i poczułam jak ciepłe powietrze otula moją twarz.

-Już lubię to miejsce- pomyślałam. Zawsze byłam strasznym zmarzluchem i chyba za wiele się nie zmieniło bo wolę ciepło niż zimno.
-Hej, Zoe! Młoda!- usłyszałam jak ktoś mnie woła, oczywistym było kto. Podeszłam do samochodu Matta i bez słowa wsiadłam na siedzenie pasażera. Puki nie muszę, nie mam zamiaru się do niego odezwać. Chcę tylko usłyszeć "przepraszam", a mu wybaczę. Kierowca wsiadł na swoje miejsce i chyba wiedząc, że się nie odezwę, milczał przez całą drogę do mojego nowego domu.
Wychodząc z samochodu znów usłyszałam swoje imię.
-Zoe tu masz swój klucz do domu- powiedział wręczając mi przedmiot- twój pokój jest na górze. Ja jadę do pracy i wrócę ok. 17, będziesz mieć czas by się rozgościć- skończył i delikatnie się uśmiechnął ja tylko chwyciłam za rączkę walizki i ruszyłam w kierunku mieszkania. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się ono bardzo ładnie urządzone ale rzecz która zdziwiła mnie jeszcze bardziej to, to, że na samym wejściu zostałam staranowana przez sporego, obślinionego, czarnego labradora o którym brat prawdopodobnie zapomniał mi wspomnieć. Kocham psy ale nie kiedy mnie liżą, a temu osobnikowi tylko to po głowie chodziło. Kiedy udało mi się już pozbyć z siebie ciężaru od razu, wraz z bagażem, powędrowałam na górę. Odnalezienie mojego pokoju nie było trudne, bo na drzwiach do niego została przewieszona tabliczka z moim imieniem.
-Sprytne, Matt- pomyślałam chwytając za klamkę, aby otworzyć drzwi. Po raz kolejny mój brat mnie zaskoczył, pokój był cudowny, lawendowe ściany, wielkie, pięknie pościelone łóżko i biało niebieskie dodatki,  które tworzyły idealną dla mnie kombinacje. Od razu odstawiłam na bok swój bagaż i wskoczyłam na puchową przestrzeń na której miałam spać. Przez chwilę zastanawiałam się nad tym co teraz i postanowiłam się rozpakować, przebrać i przejść na spacer po okolicy. Kiedy każda półka i wieszak był zapełniony, a ja stałam już w zwykłych jeansach i koszulce *Paramore byłam gotowa wyjść z domu. Ostatni raz pogłaskałam czarnego przyjaciela i otworzyłam drzwi. Otoczenie było dla mnie dość specyficzne, zawsze byłam przytłoczona wieżowcami i wszechobecnymi samochodami, tutaj tego nie ma, Australia była tego przeciwieństwem, piękną, pełną kwiatów, oazą spokoju. Podziwiałam nawet najmniejsze zalety tego miejsca. Podczas obrotu szczęścia który chciałam wykonać coś się wydarzyło. Nie ma dnia kiedy sobie czegoś nie zrobię, po prostu zawsze wpadam w tarapaty, a teraz potknęłam się o własne nogi. Nic nowego, nowością było to, że na kogoś wpadłam, mianowicie na zielonookiego, ciemnego blondyna w loczkach.
-Wszystko okey? Nic sobie nie zrobiłaś? - zabrzmiał jego słodki, zmartwiony głos z akcentem.
-Nie, nie wszystko w porządku, przepraszam- wstałam i cała czerwona jak najszybciej uciekłam z miejsca zdarzenia w stroną domu.
-Jestem Ashton!- tylko usłyszałam jak krzyczy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
* Paramore to zespół rockowy 


Nie jestem zadowolona z końcówki ale się starałam wiem, że na pewno dalej będzie lepiej.

czwartek, 18 września 2014

Prolog

"People change, memories don't."
29 sierpnia 2014
   Jeden moment. Pojedynczy błąd który spowodował, że teraz Ich nie ma. 
Minął tydzień, siedem dni podczas których zdążyłam wyjść ze szpitala, kupić bilety do Sydney i  wsiąść do tej stalowej kapsuły zwanej samolotem. Czemu Australia? Bo jedyna osoba która mi została -brat- uciekł z Nowego Yorku właśnie tam, na drugi koniec świata. Nie dziwie mu się sama uciekam ale nie potrafię mu wybaczyć, że zostawił mnie samą w tym bagnie.                                                                   Z. 

Lydia Land of Grafic