sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 7

Wczorajszy dzień minął mi bardzo miło, a dzisiejszy zapowiadał się równie dobrze. Rano obudził mnie mój telefon ale o dziwo nie denerwującym budzikiem, a wibracjami oznaczającymi przyjście nowej wiadomości. Zaspany wzrok pokierowałam na ekran urządzenia i sprawdziłam powiadomienie.
„Chcesz iść razem do szkoły?
                               -Lou”
Przeczytałam treść i szybko wystukałam na klawiaturze mój adres. Po krótkiej rozmowie z przyjaciółką okazało się, że mieszkamy na tej samej ulicy i dzielą nas od siebie tylko trzy domy. Na koniec ustaliłyśmy godzinę spotkania przy moim domu i odłożyłam telefon.
-Czas wstawać- pomyślałam i powoli odkrywając kołdrę z mojego rozgrzanego ciała zwlokłam się z łóżka. Stojąc już na dwóch nogach przetarłam twarz dłonią i powoli się przeciągnęłam. Kolejny raz chwyciłam mój telefon i włączając jedną z moich ulubionych playlist poszłam do łazienki. Pierwsze co zrobiłam to postanowiłam umyć zęby więc wzięłam swoją niebieską szczoteczkę i tańcząc przed lustrem szorowałam całą jamę ustną. Po tej czynności związałam włosy w wysokiego kucyka i podeszłam do mojej wielkiej, białej szafy. Otworzyłam drewniane drzwiczki i zagłębiając się wśród wieszaków wyjęłam czarne rurki i granatowy, wełniany sweter. Nie wiem dlaczego ale mam przeczucie, że będzie dziś zimno. Gotowa do wyjścia zbiegłam po schodach. Wyjrzałam jeszcze przez okno i zobaczyłam, że przed domem czeka już na mnie brunetka, która jak zwykle szeroko się uśmiechała. Przed wyjściem chwyciłam jeszcze torbę i klucze, a następnie zamknęłam dom. Podeszłam do Irwin i przytuliłam ją na przywitanie.
-Gdzie zgubiłaś Hood’a?- zapytałam wypuszczając dziewczynę z uścisku.
-Farciarz ma na drugą lekcję, a teraz choć bo się spóźnimy- powiedziała i pociągnęła mnie za rękę przez co prawie się przewróciłam. Przez chwilę szłyśmy w nieznośnej ciszy którą moment później przerwałam.
-Lauren- zaczęłam zwracając na siebie jej uwagę –mogę zadać ci pytanie?
-Mam się bać?- zaśmiała się ale przestała kiedy zobaczyła moją poważną miną- Pytaj.
-Wiesz od wczorajszego dnia moja  ciekawska natura nie daje mi spokoju i zadręczam się różnymi pytaniami, ale do najbardziej nurtujących mnie rzeczy należy twoja kłótnia. Co to za blondynka i dlaczego tak się nienawidzicie? – powiedziałam niemalże na jednym wdechu. Irwin tylko westchnęła i spojrzała gdzieś daleko przed siebie. Widać było, że ten temat ją zasmucił.
-Megan Black.- powiedziała tak cicho, że ledwo co ją usłyszałam- Na początku liceum się przyjaźniłyśmy. Była pierwszą osobą którą tu poznałam i której zaufałam co okazało się błędem. I zgadnij co, jak zwykle poszło o chłopaka. – zaśmiała się ironicznie- Zakochałam się w jednym takim o czym ONA oczywiście wiedziała. Byłam zauroczona po uszy i całymi dniami myślałam o nim. Pod koniec roku szkolnego urządził imprezę rozpoczynającą wakacje na którą zaprosił mnie i Black. Myślę, że potrafisz sobie wyobrazić jak bardzo  byłam podekscytowana, szykowałam się cały dzień żeby zrobić na nim wrażenie. Wreszcie tam dotarłam. Megan miała już tam na mnie czekać ale nigdzie jej nie widziałam. Przeszukałam cały dom i znalazłam ją w łóżku, ale nie z byle kim, przespała się z chłopakiem na którym mi zależało, a potem złamała mu serce. Ona jest po prostu złym człowiekiem, wiesz dlaczego, bo nie zdradziła tylko mnie jako przyjaciółki ale też  swojego chłopaka którym w tamtym momencie był mój brat. Starał się zgrywać twardego, ale ja wiem, że jemu naprawdę na niej zależało- skończyła wchodząc do szkoły, a po jej policzku poleciała słona łza.
-Przepraszam nie powinnam pytać – powiedziałam przytulając ją do siebie.
-W porządku, nie jestem zła. Czasami trzeba się komuś wygadać, a teraz chodź idziemy na lekcje- powiedziała, a nikły uśmiech pojawił się na jej twarzy. Wzięłam ją za rękę i usiadłyśmy na ławce przed salą biologiczną i czekałyśmy na rozpoczęcie zajęć. Pani Hemmings nie kazała na siebie długo czekać i chwilę po dzwonku już wszyscy siedzieli w swoich ławkach. Tak ja ostatnio zajęłam miejsce za Lauren, a niebieskooki, który o dziwo się nie spóźnił, wpatrywał się w moje plecy. Nauczycielka zapisała temat na tablicy „Kwasy nukleinowe”, a na mojej twarz zagościł szeroki uśmiech.
- Dobrze to zacznijmy od wyjaśnienia pojęcia genetyka – powiedziała, a moja ręka nieśmiało pokierowała się ku górze.
-Tak Zoe- zachęciła mnie do wypowiedzi.
- Nauka o dziedziczności i zmienności organizmów, które są oparte na informacji zawartej w genach- wyrecytowałam regułkę.
-Słucham?- zapytała nauczycielka.
-Odpowiedziałam na pani pytanie – powiedziałam niepewnie spoglądając na kobietę, która chyba nie wiedziała co ma powiedzieć.- Przerabiałam temat genetyki jeszcze mieszkając w Nowym Jorku.- sprostowałam. Pani Hemmings uśmiechnęła się w sposób którego nie potrafiłam rozszyfrować i po chwili kontynuowała zaczętą lekcje. Postanowiłam, że przez całą biologię się już nie odezwę, choć w niektórych momentach bardzo mnie korciło żeby otworzyć buzię, dlatego zaczęłam rysować. Najpierw był to koślawy koń, a następnie jeszcze gorszy portret Irwin.
Nigdy nie byłam jakoś bardzo uzdolniona plastycznie, a ten obrazek to pokazywał. Niesymetryczne oczy, za mały nos i włosy jak hełm, ale wciąż widziałam tam moją przyjaciółkę. Załamana swoim brakiem talentu złożyłam kartkę na pół i włożyłam do zeszytu z powrotem skupiając się na lekcji. Natomiast nie trwało to długo bo zaraz usłyszałam dzwonek wolności. Wstałam z niewygodnego krzesła i wzięłam zeszyty z ławki w dłonie ,aby  następnie włożyć je do torby. Kiedy byłam już gotowa do wyjścia z sali zatrzymała mnie nauczycielka.
-Witam, w czym mogę pomóc?- zapytałam panią Hemmings
- Dobrze ci idzie z biologii prawda? Lubisz ten przedmiot?
-Tak, ale czemu pani pyta?- teraz ja zadałam pytanie.
-No tak, powinnam przejść do rzeczy. Mam ucznia który ma problemy w tej dziedzinie. Ja niestety nie mogę mu pomóc, ale może ty dałabyś mu jakieś korepetycje- zaproponowała
-Wie pani..- nie dane mi było dokończyć zdanie.
-Zapłacę ci, dobrze. Naprawdę zależy mi na tym uczniu. Zoe, to mój syn.

-Dobrze, ale mogę tylko w środy o 16, czyli tuż po szkole- powiedziałam i wyszłam z klasy nie dając kobiecie szansy na odpowiedź. Potrzebuje tych pieniędzy,  Matt sam opłaca czynsz i inne sprawy, a ja czuję się jakbym na nim żerowała. Chce go choć trochę wspomóc, a ta praca mi się w tym przyda i może nawet sprawi mi przyjemność. Ciekawe tylko kogo będę uczyć, kto jest synem mojej wychowawczyni?
__________________________________________

środa, 5 listopada 2014

Rozdział 6

Wow, wow, wow co się stało Weronika dodaje rozdział przed czasem? Tak skończyłam trochę wcześniej pozatem czasami zmieniam datę na późniejsza bo się spóźniam więc teraz wam to wynagradzam proszę bardzo.
__________________________________________
Lauren wpadła na tą samą blondynkę, którą niedawno widziałam kłócącą się z Ashtonem. Brunetka odwróciła się szybko i już miała zamiar przeprosić ale po ujrzeniu twarzy ofiary zmieniła zdanie.
-Black- powiedziała przez zaciśnięte zęby, a jej oczy przybrały ciemnoniebieski kolor.
-Irwin – zaczęła z chytrym uśmieszkiem na twarzy – uważaj jak chodzisz idiotko. Blondynka spojrzała na nią triumfalnie. W Lauren już się gotowało, cała poczerwieniała i sztywno zacisnęła dłonie w pięści. Brunetka była gotowa do bójki. Dopiero interwencja Caluma, który złapał ją za ramię i szepnął jej coś na ucho, ją powstrzymała. Dziewczyna wzięła głęboki wdech.
-Nie będę wchodzić z tobą w głupie dyskusje suko – powiedziała na jednym wdechu patrząc Black prosto w oczy, a następnie chwyciła bruneta za rękę i szybko pokierowała się w innym kierunku, póki nie zauważyła, że nie idę za nimi. Odwróciła się w moją stronę i ręką zachęciła do podejścia. Ostatni raz zerknęłam na naburmuszoną blondynkę i pokierowałam się do przyjaciół lekko skołowana całą sytuacją. Calum chwycił po moją dłoń i szliśmy wszyscy razem jak grupka przedszkolaków.
-Czyli pizza?- zapytałam chcąc rozluźnić atmosferę co spotkało się z rechotem przyjaciół. Droga do restauracji minęła nam dość szybko. Calum jak dżentelmen otworzył nam drzwi do środka i od razu zajęliśmy miejsce przy pierwszym lepszym stole. Po chwili kelnerka podała nam karty, a my zanurzyliśmy się w liście pysznie brzmiących dań.
-Hmmm... to może quattro formaggi na spółkę?- zaproponował brunet wychylając się zza menu.
-Ja jestem za- dziewczyna się i spojrzała na mnie pytająco. Zamyśliłam się, cały czas chodziła mi po głowie kłótnia Irwin z Black, ale chyba jeszcze za wcześnie żeby pytać o co chodziło.
-Tak, mi też to odpowiada – powiedziałam potwierdzając swoje zdanie skinieniem głowy.
Po jakiś dwudziestu minutach od złożenia zamówienia, które przegadaliśmy, na stole znalazła się pizza. Zapach przypieczonego sera od razu spowodował burczenie w moim brzuchu. Widziałam jak przyjaciołom cieknie ślinka ale nikt nie miał ochoty niszczyć dzieła sztuki. Pierwszy przełamał się Calum, który od razu zwinął dwa kawałki, następnie Lou pokusiła się na porcję, a ja poszłam w jej ślady. Szybko uwinęliśmy się  z całym daniem i każdy z najedzonych wyjął swój portfel.
-Ej ale dzisiaj ja płacę – zaczął Cal
- Hood, przecież dzisiaj moja kolej. Ty zapłaciłeś tydzień temu – zaprzeczyła mu brunetka.
- No coś sobie nie przypominam – odpowiedział śmiesznie poruszając brwiami na co obydwie się zaśmiałyśmy.
- Jak macie się kłócić to ja zapłacę- zaproponowałam co spotkało się z wielkim oburzeniem dwójki.
- Ale ty jesteś gościem –powiedzieli niemal jednocześnie, a ja już nie miałam zamiaru się odzywać. Koniec tej sytuacji był taki, że Cal i Lou zapłacili razem, a mi było okropnie głupio.
- Za tydzień to ja zapłacę. Nawet nie wiedzie jak niezręcznie się czuje- powiedziałam.
Po wyjściu pożegnałam się z przyjaciółmi przytulając ich i odeszłam w kierunku domu. Jeszcze ostatni raz na nich spojrzałam, dziewczyna próbowała wskoczyć na barana Hoodowi, co spowodowało mały uśmieszek na mojej twarzy.
Kiedy dotarłam już do mieszkania postanowiłam napisać krótką notkę w pamiętniku, a potem wyjść na spacer z Mystery. To był udany dzień ale pozostawił po sobie kilka pytań.
-Ciekawe dlaczego się tak nienawidzą i czy jutro zobaczę Luka? –zastanawiałam się przypinając smycz do obroży czworonoga.
-Dzisiaj się tego nie dowiem- westchnęłam

„Best Friend is the person who don’t need to know the reason of sadness but steal can cheer you up”


01.09.2014r
      Najwidoczniej początek roku nie zawsze musi być zły, wystarczy tylko znaleźć ludzi z którymi można miło spędzić czas ( i zjeść pyszną pizze :P). Już nie mogę się doczekać jutrzejszego dnia i spotkania z przyjaciółmi. Ciekawe czy tajemniczy niebieskooki raczy jutro przyjść.

                                                                             Zoe
Lydia Land of Grafic